Nie znam tej
autorki, do literatury węgierskiej też nigdy nie dotarłam, a książka dostała
się w moje ręce (dziękuję Pani Zosiu) dlatego, że jej pierwsze zdanie brzmi:
„Czytam. To jest jak choroba”.
Czy można
streścić swoje życie w jedenastu kilkustronicowych rozdziałach? Napisać o tym
wszystkim co ważne i wyczerpać temat? Węgierska pisarka Agota Kristof rzuca
rękawicę wszystkim tym, którzy zapadli na grzech rozwlekłości. Bo można i efekt
jest niebanalny. „Analfabetka” to takie
krótkie podsumowanie życia i drogi twórczej. Krótkie ale treściwe, głębokie,
poetyckie. Lubię tak pisane książki: poetyckie zdania, ciachane nożem jak
chleb, rytmiczne. Lubię soczystą prozę poetycką, obrazy codzienności, które same
się puentują. To wszystko znalazłam w tej książeczce. A oprócz tego zapis walki
o swoją tożsamość narodową i język. Gdyby ktoś szukał tego motywu – tutaj
znajdzie kwintesencję. Dlatego polecam. Ile jeszcze takich pereł kryje się
wśród pisarzy krajów, których literatura jeszcze do nas nie dotarła albo
dociera (chwała Wydawnictwu Czarne) nadal bardzo szczątkowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz